„Niech Bóg błogosławi i ma w opiece Wiernego Czytelnika. Usta mogą przemawiać, ale czymże jest opowieść, gdy brak życzliwego ucha.” ~ Stephen King

sobota, 28 lipca 2012

XI Fioletowa mgiełka


New York Dolls – Looking for a Kiss
Tępym wzrokiem patrzyłam na dochodzące w piekarniku ciasto, które Popcorn przygotował w tajemniczy sposób, o którym nie miałam ni krztyny pojęcia.
 – Skoro nie chcesz nic powiedzieć o twoim cudownym wypieku, to może chociaż się pochwalisz, jakie poczyniacie postępy w karierze? – westchnęłam.
Steven radośnie zatarł ręce, a puszyste loczki zatrzepotały dookoła.
 – Oj, Alex, właściwie mamy materiał na całą płytę! Axl i Izzy wygrzebali ostatnio jakiś fajny numer, taka balladka. Don’t you cry tonight, I still love you, baby... – próbował zaśpiewać cieniutkim głosem, co tylko wywołało mój uśmiech. – Wiem, nie umiem śpiewać. Próbowałem kiedyś, ale to nie dla mnie...
 – Zawołaj mnie, jak coś – krzyknęłam, siadając na kanapie przed telewizorem i zaczynając skakać po kanałach, by znaleźć coś ciekawego. Dynastia, Oprah Winfrey... No, na MTV We Are the World! Pogłośniłam odbiornik. Zbulwersowany Steven zaraz stanął w progu z rękami na biodrach.
 – Co ty mi tu puszczasz, do cholery? Jackson i spółka z.o.o.?!
 – Spadaj, to hymn świata!
Prychnął i przewrócił oczami, a ja na złość dałam jeszcze głośniej. Jęknął, po czym zrezygnowany wrócił do kuchni, burcząc „też cię kocham”. Zaśmiałam się niewinnie i słuchałam do końca wspaniałego charytatywnego utworu, który Michael Jackson oraz Lionel Richie napisali bodajże w dwie godziny, a został nagrany w jedną noc. Najważniejsze, iż święcił wielkie triumfy i przyniósł wiele dobrego biednym afrykańskim dzieciom.
Potem puszczali kolejne utwory Króla Popu, na przykład Don’t Stop ‘Til You Get Enough, Billie Jean oraz oczywiście niesamowity czternastominutowy krótki film do Thrillera. Kiedy leciało Beat It, przyszedł Slash i zaraz usiadł przy mnie. W czasie solówki Van Halena totalnie go nosiło! W powietrzu grał, układając palce tak, jakby naprawdę miał w rękach instrument; łatwo to można było zauważyć, gdyż podczas solówek trzymał gitarę pionowo – ułatwiało to dostęp do dalszych progów. Gdy piosenka się skończyła, wyłączył mi telewizor oraz sięgnął do moich kaset i czarnych płyt. Ach, ten Slash! Zazwyczaj był bardzo nieśmiały, oczywiście zanikało to wraz ze zwiększeniem stężenia alkoholu we krwi. Jednakże znaliśmy się już dość długo i czuliśmy się w swojej obecności bardzo swobodnie. Żartowaliśmy, podszczypywaliśmy się...
Sięgnął do kupki albumów Stonesów i uśmiechnął się na widok ulubionego.
 – Cholera, jak ja kocham twój gust muzyczny! Równie mocno, co tę płytę! Beggars Banquet...
 – Świetna, ale najlepsza jest Sticky Fingers. – W dodatku autorem jej okładki był Andy Warchol, którego uwielbiałam.
 – Nie, na drugim miejscu!
 – Nie kłóć się ze mną! – Udałam obrażoną.
 – Izzy i tak wam powie, że pieprzona Satisfaction to najlepsza piosenka – skomentował naszą dyskusję perkusista.
 – Dupa Jaś, Wild Horses jest najlepsza i to nawet lepiej, że nie tak popularna – oczywiście musiałam odpysknąć.
 – Jagger pcha i pcha, ale dojść nie może – zaśmiał się złośliwie Axl, wchodząc do domu. – Słodziutka, wszystkiego najlepszego!
 – Że co, kurwa?! Skąd wiedzieliście o moich urodzinach?! – wręcz krzyknęłam absolutnie zbaraniała.
 – Zostawiłaś raz dowód na wierzchu, to zajrzeliśmy z ciekawości.
Jęknęłam okropnie.
 – Nienawidzę was!
 – Nie płacz, kruszyno! To z tej okazji zrobiłem wyjątkowe ciasto! – Steven idiotycznie się uśmiechał i cieszył.
 – Już się boję... – wymamrotałam. – Gdzie Duff i Izzy? – Zwłaszcza interesowała mnie ewentualna obecność tego pierwszego.
 – Blondas miał jeszcze coś do załatwienia. Mam nadzieję, że po drodze skołują coś mocniejszego, bo u ciebie nie można liczyć na dobrze zaopatrzony barek... – westchnął Slash.
 – Może dlatego, że nie jestem alkoholiczką ani sklepem monopolowym – odparłam zjadliwie.
 – Słodziutka nasza Alex, złość piękności szkodzi! Daj spokój. Przecież fajnie mieć urodziny. Możesz mi zrobić imprezę, mam pod koniec stycznia. – Steven wciąż się radował.
 – Oczywiście, mogę za ciebie wypić całego Night Traina – odparłam nadal pełna entuzjazmu.
Slash pokręcił głową z dezaprobatą, trzepiąc przy tym loczkami.
 – Mam nadzieję, że nasz cholerny basista poprawi ci jakoś humor, bo nawet Popcornowi się nie udaje.
 – Uważaj, bo się wkurzę i puszczę na cały regulator The Jacksons – ostrzegłam, na co chłopcy jęknęli bezsilnie. Na szczęście nie zdążyłam tego zrobić, gdyż przyszli brakujący kumple. Patrzyłam na nich wyraźnie spode łba.
 – Co to ma znaczyć? Od kiedy tak się ze mną witasz? – Duff był nieusatysfakcjonowany.
 – Odkąd mam dwudzieste pierwsze urodziny. Dobra, dawaj wino. – Wyciągnęłam rękę po reklamówkę dzierżoną przez bruneta, ale basista mnie powstrzymał.
 – Chyba najpierw wypada złożyć ci życzenia... – Chciałam mu przerwać, ale mi nie pozwolił – Także moja droga Alex... Życzę ci, abyś była szczęśliwa, jak w Nowym Jorku, tak w Los Angeles, byś nigdy nie miała nas dosyć, coraz lepiej grała na gitarze, no i na pianinie też, żebyś miała zajebistego faceta, by spełniły ci się wszystkie marzenia... Wszystkiego, czego tylko chcesz. – Cmoknął mnie w policzek, na co się mimowolnie uśmiechnęłam.
 – Możesz mi życzyć koncertu MJa i Queenu, bo poza nimi chyba już wszystkich przynajmniej raz widziałam...
 – Queenu to ja ci mogę życzyć, bylebyś nie puszczała Jacksona! – zawołał Popcorn z salonu. – I nawet żeby Freddie dał ci swoją gitarę po zagraniu Crazy Little Thing Called Love!
McKagan sięgnął do kieszeni jeansów i wyjął z niej srebrny łańcuszek.
 – Oj, Duff, nie musiałeś...
 – Nie marudź. Pomyślałem sobie, że będzie świetnie do ciebie pasował... Daj się przekonać.
Posłusznie uniosłam gęste, długie włosy, by chłopak mógł zapiąć mi ozdobę. Srebrny klucz wiolinowy upiększał moją bladą szyję, zwłaszcza, że miałam ciemnoniebieską bluzkę. Przejrzałam się w lustrze i istotnie musiałam przyznać, że bardzo ładnie się prezentował.
 – Dziękuję. – Uśmiechnęłam się lekko, delikatnie cmokając go w policzek, na co się od razu ucieszył. Dołączyliśmy do reszty w salonie, skąd właśnie zdało się słyszeć strzał korka od butelki.
 – No, pierdolnęło aż miło. Zapraszamy na libację! – zawołał Slash.
Axl tymczasem wyciągnął z szafki jedną z moich chustek, obwiązał ją sobie na włosach i poszedł się przejrzeć w lustrze na korytarzu.
 – Fajnie wyglądasz – przyznałam z uśmiechem. Duff zdjął mu bandankę i przywiązał sobie do szlufki spodni; zaraz dołączył do nas Slash z kolejną apaszką wystającą z tylnej kieszeni.
 – Bandany są sexy! – Wyszczerzył zęby Axl.
 – Chodźmy pić, moi seksowni przyjaciele. – Kiwnęłam głową w kierunku fioletowego pomieszczenia.
Opróżniliśmy pierwszą butelkę wina, gdy poczuliśmy swąd z kuchni i Steven w popłochu poleciał po ciasto.
 – E tam, nic się nie stało! – odetchnął. – Chodźcie tu wsuwać!
Pomału zaczęłam konsumować kolorowy (w barwach rasta) przysmak i po paru minutach zaczęłam się dziwnie czuć... Nawet bardzo dziwnie, jak nigdy. Nie umiałam tego dokładnie określić, czułam się jak po dużej porcji whisky, ale w trochę inny sposób. W głowie miałam chaos jak podczas słuchania koncertowej wersji Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Band Club Beatlesów. Zarejestrowałam wreszcie POTWORNY GŁÓD. Rzuciłam się do lodówki i zaczęłam pożerać galaretkę, zaraz za mną podążył Axl. Reszta siedziała przy stole, z wolna zaczynając się opętańczo śmiać.
 – Ćpaliście coś? – zapytałam, nie zważając na swój dziwny stan umysłu. Duff jakby odrobinę otrzeźwiał i przyjrzał się Adlerowi.
 – Zrobiłeś ciasto z ganją, ciulu?
 – Specjalnie na urodzinki Alex, nie cieszysz się, kotku? – Popcorn wyszczerzył się szerzej niż kiedykolwiek.
 – Purple Haze, kurwa? – spytałam i na dłuższą chwilę się zacięłam. – JESTEM KUREWSKO GŁODNA! – ryknęłam i nerwowo chwyciłam jogurt. Po chwili zaczęliśmy robić tosty oraz kanapki, bo wszystkich dopadła gastrofaza. Wysłałam Stevena do sklepu po pizzę; wrócił po dobrych dwudziestu minutach, blady jak ściana.
 – Kurwa, teleportowałem się, dam sobie łeb uciąć! – Zaniepokojony obejrzał się za siebie. – Przed chwilą byłem na parterze!
Gdy zaspokoiliśmy głód mrożonką, niewiele się odzywając, bo koncentracja nas opuściła, Slash powiedział, żeby włączyć jakiś film.
 – Fajne przeżycia – zapewnił mnie. Steven i Duff zaczęli przeglądać moje kasety wideo.
 – Yellow Submarine, Help!, Amerykańskie graffiti, Wybawienie, Intryga rodzinna, Klub winowajców, filmy Allena, Hitchcocka, z Debbie Harry... Co, kurwa? Grease?
 – Travolta jest boski... – zaczęłam chichotać. Wreszcie stwierdziliśmy, że najlepszy będzie koncert Hendriksa z Woodstocku.
 – Jak chcesz ciekawą fazę, to wczuj się w Jimiego. Większość doznań jest kwestią autosugestii – pouczył mnie Stradlin. Stwierdziłam, iż to nie będzie trudne, jako że Hendrix chyba zawsze był najebany i naćpany. Raz zespół miał grać na trzeźwo – odmówili.
Nigdy nie czułam się tak niesamowicie, naprawdę. Miałam wrażenie, że byłam w tym tłumie na koncercie! Dźwięki miały fantastyczne kształty. Ponadto czułam zapach lawendy, bijący od ścian w tym kolorze, a moje zielone meble pachniały trawami. Wszyscy ciągle popijaliśmy, bo czuliśmy cholerną suchość w ustach. Axl był spokojny jak baranek, Izzy zaś dostał słowotoku. Kurwa mać, żeby jakaś roślina sprawiała coś takiego...
Towar, który skołował Steven, najwyraźniej było mocny, bo po filmie nadal jeszcze nas trzymało. Gadaliśmy bez zahamowań. Leżałam na kanapie, na kolanach Axla, a Duff opierał głowę na moim brzuchu.
 – Naćpany blondyn farbowany! Mnie leżałeś na brzuchu, teraz leżysz Alex, niedługo zobaczę cię z Adrianą? – psioczył Izzy.
 – Stul ryj, słodki dilerku i rozkoszuj się dźwiękami tych purpurowych firanek... – Duff wpatrywał się w nie pełen uniesienia.
Slash za to opowiadał, jak miał trzynaście lat i uprawiał seks ze swoją rok młodszą dziewczyną Melissą w mieszkaniu jej matki. Oczywiście zapytał wreszcie, czy jestem dziewicą.
 – Ano nie – odparłam.
 – Och, dlaczego? – jęknął przeciągle Axl.
 – Jak miałam siedemnaście lat, to miałam ten jeden raz chłopaka. Wpadłam na niego w szkole. Miał T-shirt z napisem „We don’t need no education”. Zobaczył, że miałam koszulkę Ramones, ucieszył się i spytał, czy wybieram się na ich następny koncert. Poszliśmy na niego razem, potem następnych parę razy... Podobał mi się. W końcu raz wziął mnie za rękę w dzikim pogo i tak nam zostało. – Łyknęłam resztkę wina z butelki dzierżonej przez rudego. – Byliśmy razem jakiś rok... Zdecydowaliśmy się wreszcie, żeby pójść do łóżka. A potem... – Westchnęłam.
 – Miał za małego i cię nie zaspokajał? – spytał Steven.
 – Potem po prostu... Przestałam go obchodzić. – Wzruszyłam ramionami. – Stracił zainteresowanie. Wiem, że wcześniej mu na mnie zależało, ale jak już się ze sobą przespaliśmy, zaczął mnie ignorować. – Nigdy tego nie rozumiałam. Sprawił mi tym tyle bólu... Byłam przekonana, że ten dowód miłości umocni nasz związek, ale ostro się przeliczyłam. Głupio mi przyznać, ale parę razy płakałam z tego powodu.
 – Tak bywa, Alex. Też tak miałem parę razy... Wcale nie z podłości, jakoś po prostu. Laska mnie cholernie kręciła, było super, ale jak już dała się przelecieć, to zbrzydła... Whatever. – Wzruszył ramionami gitarzysta rytmiczny.
 – To był jakiś ciul – stwierdził Slash.
 – Jaja bym mu wytargał – warknął po raz pierwszy tamtego wieczoru Axl.
 – Chuj i tyle. Ja bym cię nie zostawił, tylko męczył dniami i nocami... – wymruczał Duff, ocierając się głową o mój rozgrzany żołądek niczym kotka podczas rui.
 – Spierdalaj! – Axl krzyknął głośniej.
 – Nie unoś się, bo mi niewygodnie... – jęknęłam.
 – A chcesz, żeby było jeszcze wygodniej? – Uśmiechnął się szelmowsko.
 – Nie, chcę, żebyś się przymknął, kochasiu, bo Steven właśnie usnął. – Znów zaczęłam chichotać, ale nie tak intensywnie. Alkohol i THC zaczęły wywoływać u mnie senność.
 – Słodziutka, a dasz mi buzi? – spytał przeciągle Slash.
 – Ja bym ci dał, ale wtedy Alex mi nie da – odezwał się Duff. Nie skomentowałam tego, tylko znów zaniosłam się chichotem.
 – Ja ci dam, kudłaczu, tylko przywlecz tu zapijaczoną mordę!
I naprawdę, naprawdę... AXL POCAŁOWAŁ SLASHA. Czy raczej cmoknął, ale najważniejsze, że w usta!
 – Fuj, pedały pierdolone! – Skrzywił się Izzy. – Whatever. Idę spać. Alex, dostanę buzi?
 – Za co? – Znowu zaczęłam się śmiać.
 – Jestem pierdolonym dilerem, to ja załatwiłem najlepszą fioletową mgiełkę!
 – OK – Wyszczerzyłam szeroko zęby i cmoknęłam go w policzek. – Następnym razem załatw deep purple *! – Moim ciałem wstrząsały konwulsje śmiechu, aż McKagan zaczął się boczyć, ale nie opuścił swego miejsca na moim brzuchu. Slash rozłożył się na jego nogach, a Izzy schował się pod stołem, oparty o plecy chrapiącego Popcorna.

Obudziłam się jako pierwsza z towarzystwa. Czułam dziwne otępienie – nie nazwałabym tego kacem, ale naprawdę czułam się dziwnie. Chyba narkotyk nadal wywierał na mnie jakiś wpływ. Cóż, THC nie opuszczało szybko organizmu, wręcz przeciwnie.
Nadal leżałam Axlowi na kolanach, Duff zaś zsunął się z mojego brzucha i dziwacznie zaplątał się ze Slashem na podłodze. Z kolei Izzy przewędrował spod stołu pod ławkę przy pianinie, a Steven był tam, gdzie nocą.
Przyjrzałam się perkusiście i ciężko westchnęłam. „Dlaczego pakujesz w siebie to gówno, Popcorn? Czy to naprawdę jest dla ciebie nieodzowne? Przecież wiesz, jaki będzie w końcu finał... Dlaczego chcesz zrobić to nam i przede wszystkim sobie?” myślałam.
 – Dlaczego, kurwa mać? – jęknęłam na głos. Izzy poruszył się pod ławką, ale nie zbudził, w przeciwieństwie do Stevena.
 – O, hej, Alex... Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! – Uśmiechnął się zaspany.
Milczałam, wciąż zimno na niego patrząc.
 – O co chodzi, słodziutka? Nie smakowało ci ciasto? – Zasmucił się. – Cholera, naprawdę chciałem zrobić przepyszne...
 – Było zajebiste, szkoda tylko, że kurewsko pobudziło mi łaknienie...
 – Daj spokój, nic ci to nie zaszkodzi! – przerwał.
 – Nie chodzi o to, Steven! Mam na myśli ćpanie!
Wzruszył obojętnie ramionami.
 – Nie przesadzaj, raz w życiu można wziąć trochę trawy...
 – Kurwa mać, Adler, przestań robić z siebie ostatniego idiotę! Wiem, że ćpasz i to dużo!
 – Kto ci tak powiedział? Axl, „świąteczny ćpun”? „Ja nie jestem uzależniony!” – przedrzeźnił rudego.
 – Steven, nie raz i nie dwa widziałam, w jakim byłeś stanie po działce! Chcesz skończyć jak Keith Moon albo Sid Vicious?! Nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale ja, my wszystko obserwujemy i widzimy, co się z tobą dzieje! Dopiero zaczynacie poważniej grać, a ty już pomału przeginasz! Co ci to daje, do chuja pana?! Myślisz, że ktoś będzie chciał pracować z zespołem, którego jeden z członków jest ćpunem?! Jeśli nie obchodzi cię własne istnienie, to chociaż nie sprawiaj bólu nam, choć nie wydaje mi się, byś już miał problemy egzystencjalne!
Milczał, nie patrząc na mnie.
 – Wszyscy zaczęliśmy z ciekawości, przypadkowo... W dodatku Stradlin jest dilerem... Przyzwyczaiłem się, bo bez browne’a zaczynają dopadać mnie wątpliwości, czy to granie ma sens, czy nam się uda... Żyjemy w piekle i nie mam wyboru. Nie wyobrażam sobie balangi chociaż bez LSD albo koki... Po kresce jestem nabuzowany, pełen energii, chęci do działania... Nic mi nie zepsuje humoru.
 – Nie możesz cały czas uciekać się do narkotyków, Steven... Musisz być silny, można sobie radzić bez tego!
 – Myślisz, że tak łatwo skończyć? – westchnął, patrząc na mnie bezradnie.
 – Na pewno nie, ale gdybyś chciał... Zobacz, jak łatwo mogłam zostać ćpunką! Nikt mnie nie pilnował, włóczyłam się sama po klubach... A ja nawet papierosa nie zapaliłam!
 – Jeszcze tego brakowało, żebyś ćpać zaczęła! – Zmarszczył gniewnie brwi i chyba pierwszy raz widziałam na jego twarzy tę emocję. – Niech no się dowiem tylko, że coś wzięłaś, to ci normalnie przywalę! To ciasto z ziołem było tylko z okazji urodzin.
 – Właśnie – rzekł cicho Izzy, próbując wydostać się spod ławki – jeśli zaćpasz, to wezmę przykład z Axla i ci osobiście wpierdolę.
 – To on sam tego nie zrobi? – spytałam z czystej ciekawości.
 – Jest zbyt brutalny, obije ci śliczną buźkę, a szkoda by było.
 – Nie zbaczajcie z tematu – burknęłam. – Jak ty nie skończysz ćpać, Popcorn, to ja ci zajebię wszystkimi moimi glanami, martensami oraz pieszczochami! I nie będę się do ciebie przyznawać ani wpuszczać narkomana do mojego domu!
Mruknął coś pod nosem i wyszedł z salonu, a ja warknęłam ze wściekłości tak głośno, że zbudziłam resztę zespołu.
* deep purple – gatunek LSD. Nie, Deep Purple nie wzięli od niego nazwy – podobno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujcie łaskawie, żebym wiedziała, że czytacie. Przecież podczas czytania towarzyszą Wam jakieś odczucia, coś Wam się podoba, coś Was irytuje, nudzi, czegoś brakuje, ja chciałabym o tym wiedzieć, by móc pisać lepiej! c: xoxo