„Niech Bóg błogosławi i ma w opiece Wiernego Czytelnika. Usta mogą przemawiać, ale czymże jest opowieść, gdy brak życzliwego ucha.” ~ Stephen King

sobota, 28 lipca 2012

VI Trzy zapałki


The Doors – People Are Strange
 – Co to, kurwa, miało być, Axl? – warknął Duff, gdy tylko rudy wszedł do garażu.
 – Mógłbym zapytać cię o to samo, w pizdu!
 – Co, nie wolno mi zatańczyć z przyjaciółką?!
 – A mi odprowadzać jej do domu?!
 – Myślisz, że skoro to ty poznałeś ją pierwszy, to masz większe prawo z nią przebywać?! Po chuj się wpierdoliłeś?! Przecież sam powiedziałeś, że nie chcesz mieć teraz dziewczyny!
 – Bo nie chcę, Duff! A ty to co?!
 – Ja nie zaprzeczyłem kategorycznie, w przeciwieństwie do ciebie! Chyba sam się gubisz w tym, co czujesz!
 – Stulcie ryje – odezwał się cicho, lecz stanowczo Izzy. – Po cholerę kłócicie się o dziewczynę? Idioci...
 – A właśnie, Stradlin... Dlaczego ty jeden jesteś do niej taki uprzedzony? Oziębły... Czemu nie chcesz się przekonać, jaka z niej wspaniała dziewczyna? – zainteresował się Axl.
 – Żeby nie zacząć się zachowywać jak wy... – powiedział brunet jak zawsze bezbarwnie i przekręcił się na drugi bok.

Dwa tygodnie później
Siedziałam z Axlem w domu i grałam na pianinie, akurat People Are Strange Doorsów. Rudy przyglądał się uważnie, jak moje smukłe, długie palce poruszały się sprawnie po kości słoniowej.
 – Mnie nigdy nie chciało się robić ćwiczeń, które mi zadawali, więc nie umiem wcale grać czyichś piosenek. Za to godzinami wymyślałem własne melodie.
 – Od dawna chciałabym zacząć się uczyć grać na gitarze... – wyznałam.
 – Masz chęć wkręcić się do jakiegoś zespołu?
 – Nie, coś ty! Po prostu... Klawisze już czasem mnie nudzą, po tylu latach... Chcę spróbować czegoś nowego.
 – To co za problem? Alex, przecież znasz tylu gitarzystów! Slash na pewno chętnie da ci parę lekcji. Dalej, idziemy. – Wstał.
 – Gdzie? – zdumiałam się.
 – Po Slasha, żeby pomógł ci wybrać gitarę!
 – Jesteś strasznie impulsywny i spontaniczny, Axl. – Pokręciłam głową.
 – Chuj z tym! Zbieraj się, słodziutka!
I co niby mogłam zrobić? Nakręcony Rose wyciągnął mnie do Hellhouse’u. Jednakże nie zastaliśmy tam Slasha, tylko Stradlina oraz McKagana. Pewnie mulat nocował u jakiejś „koleżanki” i jeszcze nie trafił do Zachodniego Hollywood.
 – Hej, ślicznotko! – Basista przytulił mnie na powitanie.
 – Nie ma Saula? Chciałam, żeby mi pomógł wybrać gitarę.
 – O, wreszcie się zdecydowałaś? – Uśmiechnął się blondyn. Axl miał zaskoczoną minę. Chyba zdziwiło go, iż Duff wiedział o tym wcześniej. Cóż, przecież to nie była jakaś wielka sprawa... Dużo rozmawiałam z nim o muzyce, więc także o grze na gitarze. – Pomógłbym ci, ale jako że jednak jestem bardziej basistą... Izzy z tobą pójdzie! Prawda? – Ponadto zwierzyłam się McKaganowi, iż Stradlin, a raczej jego zachowanie mnie martwiło. Posłałam blondynowi wdzięczny uśmiech. Rose patrzył na nas wszystkich z miną „Co to, kurwa, ma znaczyć?”.
Izzy uniósł głowę z jak zawsze beznamiętnym wyrazem twarzy.
 – Mogę iść. – Podniósł się i wyszedł z garażu, nawet nie patrząc, czy za nim szłam. – Jaką chcesz gitarę?
 – Akustyka. Będziesz umiał mi doradzić? – spytałam niepewnie.
 – Na gitarach to ja się znam. – Nie zaszczycając mnie spojrzeniem, wszedł do sklepu. Sprzedawca kiwnął mu głową, ale nie podszedł; najwyraźniej wiedział co nieco o Izzym. – Jesteś początkująca, więc raczej wystarczy ci średniej klasy gitara. Jakiś Cort albo Yamaha... Może Epiphone... – Rozejrzał się po sklepie. Był dosyć duży, miał spory asortyment. – O, tu masz Corta. Przymierz się, czy ci pasuje.
Wzięłam brązową gitarę do ręki i położyłam sobie na kolanach. Przejechałam ręką po pustych strunach.
 – Chyba jest dla mnie za wielka... Rozumiesz, za duże pudło... – Odłożyłam instrument. Brunet pokiwał głową i rozglądał się dalej.
 – Może ten Squier. – Podał mi czarną, lśniącą gitarę, która od razu mi się spodobała. Dobrze się czułam, trzymając ją w rękach. Izzy kazał mi przycisnąć drugą oraz trzecią strunę na drugim progu i bić. Był to akord e-moll. Jak się już grało na pianinie, to znacznie łatwiej poradzić sobie z innymi instrumentami. Poprosiłam, żeby coś zagrał, aby się upewnić, czy brzmienie będzie mi odpowiadało. Chłopak zaczął brzdąkać Satisfaction Stonesów.
 – Fantastycznie! – Uśmiechnęłam się szeroko. – Biorę ją.
Zakupiłam instrument, pokrowiec, kilka kostek i jakiś śpiewnik. Izzy szybko wyszedł, lecz zawołałam za nim:
 – Czekaj! Chciałam z tobą pogadać...
Rzucił mi ciut zdziwione spojrzenie i zapalił papierosa.
 – Słucham. – Klapnął na murku po drugiej stronie ulicy. Usiadłam obok, opierając pokrowiec z gitarą o stopy. Westchnęłam ciężko.
 – Izzy, dlaczego taki jesteś? Mam wrażenie, jakbyś mnie nie cierpiał i unikał... Mogę chociaż znać powód?
 – Ależ wcale tak nie jest. – Pokręcił głową. – Nie zauważyłaś, że ja zawsze trzymam się z boku? Nie bierz tego do siebie, dziewczyno.
 – Tak, ale mimo wszystko zdaje mi się, że coś do mnie masz...
 – No to zdaje ci się! – Zirytował się. – Widzisz, aż się uniosłem, cholera jasna.
Zaczęłam się śmiać i po chwili twarz brązowookiego rozjaśnił lekki uśmiech. Potem udało mi się trochę go rozgadać, pytałam o ulubioną muzykę, opowiedziałam o trzech koncertach Stonesów, na których byłam, czego Izzy mi strasznie zazdrościł, on zaś opowiedział, jak nie cierpiał Indiany, więc po zdaniu matury wyjechał do Los Angeles, jeszcze jako perkusista.
 – W Lafayette ludzie nawet Stonesów mieli za pedałów! Akceptowali tylko Aerosmith. Każdy był tam osaczony, zwłaszcza ktoś pokroju Axla albo mojego. Wyjechałem jak tylko mogłem i nie żałowałem nawet przez chwilę. – Zaciągnął się papierosem. – Dobrze, że znalazł mnie w miarę szybko... Sam dzieciak by zginął. Zresztą, i tak nie udało mu się bez uszczerbku tutaj dotrzeć... Duff ma rację, Los Angeles to pieprzona dziwka, ale tylko tutaj są jakieś szanse dla kogoś takiego jak my.
 – Macie dużą możliwość, jeśli będziecie się starać. Słyszałam w Nowym Jorku mnóstwo początkujących zespołów, ale nikt wam nie dorównywał, serio!
Brunet znów się zaciągnął.
 – Partnerem The Roxy jest David Geffen... Jego wytwórnia zajmuje się dobrą muzyką. Gdybyśmy częściej grali, może w końcu by nas zauważył...
 – Jeśli będzie o was głośno, to na pewno ktoś się wami zainteresuje, szanse macie naprawdę znaczne.
Rzucił kiep na ziemię.
 – Chodź, pokażę ci, jak nastroić to cudo i zagrać parę sztuczek.

Długo ćwiczyłam z Izzym. Uczył mnie płynnie przechodzić między kilkoma podstawowymi chwytami; szło mi całkiem nieźle, z czego się bardzo cieszyłam. Ponadto umiałam już zagrać jeden riff z Iron Mana.
 – Jak będziesz ładnie ćwiczyła, to nauczę cię grać Angie albo Dream On. A nawet Seek And Destroy. – Pokiwał głową z aprobatą. Wyszczerzyłam zęby radośnie. Przynajmniej nie musiałam się obawiać, iż jeden z Gunsów mnie nie lubił, czego dowiódł najlepszym sposobem, czyli czynem. Gdyby naprawdę za mną nie przepadał, nie poświęcałby się, aby uczyć mnie grać na pudle.
 – Hej, co jest? – Zdumiał się Slash (oczu jak zawsze nie było widać, więc nie mogłam stwierdzić, iż je wytrzeszczył), wparowując do Hellhouse’u.
 – Alex postanowiła rozwijać się muzycznie – powiedział powściągliwie mój „nauczyciel”.
 – Coś takiego, cholera! Gdybym wiedział, przyszedłbym wcześniej!
 – Właśnie, gdzie się włóczyłeś, ciulu? – spytał Axl, piszący tekst na pudełku po pizzy.
 – Byłem w Troubadour i wiecie co? Mamy szansę na kolejne koncerty! – zawołał mulat podekscytowany. – Gość słyszał nas ostatnio, cholernie mu się podobało!
Wszyscy zaraz zaczęliśmy się cieszyć. Super! Bardzo dobrze, iż ktoś docenił chłopaków. Przez ten czas często bywałam na koncertach w klubach i na Sunset było sporo dobrych zespołów, jednak mimo wszystko uważałam, że najlepiej grali moi kumple. Po prostu, nie dlatego, iż się z nimi przyjaźniłam.
 – Chodźmy to oblać! – zawołał zaraz Popcorn.
 – Primo ja lepiej zaniosę instrument do domu.
 – Przecież nic mu się nie stanie. Nie ufasz nam? – Spojrzał na mnie Slash.
 – A ty zostawiłbyś nowiuśką, lśniącą, zajebistą gitarę samą w piekle? – zwrócił mu uwagę Duff i postanowił ze mną pójść. – Co cię skłoniło do podjęcia tej decyzji?
 – Wspomniałam Axlowi, że myślałam o rozpoczęciu gry, a on się zaraz zapalił i pociągnął mnie do garażu po Slasha...
 – Nic mu wcześniej nie napomknęłaś? Wyglądał na trochę wkurzonego.
 – Naprawdę? To niefajnie... – mruknęłam. – Wściekły Axl równa się zjebana atmosfera.
 – Ale ty go zawsze uspokajasz. Przy tobie nigdy się zbytnio nie unosi. Jesteś jakby żywą melisą, czy czymś takim.
 – Serio? – Uśmiechnęłam się. – Fajnie. Miło. Chociaż to trochę dziwne, żeby mieć moc studzenia temperamentu Axla.
 – Oj tam, to jest zajebiste. A jak jeszcze będziesz dobrą gitarzystką, to w ogóle zostaniesz moim guru!
 – Jak fantastycznie, panie McKagan – zaśmiałam się, kłaniając lekko. Nieoczekiwanie złapał mnie za nogi i zarzucił sobie na plecy. Krzyknęłam zaskoczona. – Duff! Co ty odpierdalasz?!
 – Nie chcę, żebyś się zmęczyła, malutka, bo nie będziesz miała siły imprezować. – „Malutka”... W jego ustach to słowo brzmiało tak ciepło, milutko. Pomyśleć, że rudego opieprzyłam za taki tekst...
 – Za to ty się zmęczysz, nosząc takie ciężary...
 – Nie pierdol głupot. Wcale nie jesteś ciężka. Wyglądasz zdrowo i bardzo dobrze! Kuchnia Stevena czyni cuda.
Zaśmiałam się tylko delikatnie i pozwoliłam blondynowi zanieść się do domu. Tam pozostawiłam gitarę opartą o szafę tak, aby jej przypadkiem nie potrącić, na wypadek, gdybym miała wrócić dosyć najebana. Nie trzeba było mi dużo, aby zyskać zaburzenia równowagi. Poszliśmy do Whisky a Go Go, gdzie mieli być chłopaki.
Impreza już się rozkręciła, gdy weszliśmy do klubu. Najwięcej oczywiście wypił Slash, lecz dziarsko próbował zabawiać rozmową jakąś drobniutką blondynkę. Axl się zaśmiał.
 – Jak dużo popije, to sika w gacie, a ja wtedy opiekuję się zażenowaną laską – powiedział mi z uśmiechem.
 – Jakiś ty troskliwy! – zaśmiałam się. Zrobił skromną minkę.
Duff w milczeniu pił wódkę. Gdy rudy wstał od stolika, odezwał się:
 – Nie mam dziś wcale ochoty na imprezowanie...
 – Ja też. – Pomijając fakt, iż dla mnie jedyną kategorią imprez były koncerty.
 – To może wyjdźmy niezauważeni i rozstrójmy twoją gitarę? – Nieśmiało się uśmiechnął.
 – McKagan, masz zajebiste pomysły! – zaśmiałam się radośnie. Dopiliśmy nasze drinki i poszliśmy na Bel Air.

TSA – Trzy zapałki
Duff grał mi różne kawałki, nie tylko punkowych kapel. Wiele umiał ze słuchu. Zapewniał, że też niedługo sobie poradzę, zwłaszcza, iż już grałam na pianinie od tylu lat. Potem rozmawialiśmy o różnościach.
 – Najważniejszy zespół w historii rocka?
 – Aerosmith! Jeszcze się pytasz?
 – OK, ale obok The Rolling Stones.
 – To może jeszcze Beatlesi? – Przewrócił oczyma.
 – Nie, nie przepadam za nimi aż tak. – Pokręciłam głową. – Najlepsza płyta, jaką słyszałeś?
 – Never Mind the Bullocks, Here’s the Sex Pistols!
 – Mhm. I jeszcze... Cholera, jest tyle zajebistych albumów! Debiutancki Zeppelinów, Doorsów i Van Halen... The Wall oraz Dark Side of the Moon Floydów... Thriller Jacksona... Back in Black AC/DC... Ride the Lighting Metalliki... Paranoid i Master of Reality Sabatów... Kaya Marleya... A Kind of Magic, The Game, News of the World Queenu, Let It Bleed i Sticky Fingers Stonesów...
Duff westchnął, przeciągając się i odłożył moją lśniącą, pachnącą świerkiem gitarę.
 – A może pogadamy o czymś innym? Bo wiesz... Nie zamierzam cię naciągać na zwierzenia, ale chciałabym się dowiedzieć więcej o tobie, o tobie zanim tu przybyłaś... – zasugerował ostrożnie.
Również westchnęłam. Rozumiałam jego ciekawość, jednak czy był sens opowiadania mu o wszystkim i czy ufałam mu na tyle? Byłby drugą osobą na świecie, która poznałaby moje problemy rodzinne... Nie licząc martwego Lennona, któremu zawsze się zwierzałam na Strawberry Fields.
Położyłam sobie na kolanach brązową poduszkę z francuskiego jazzowego festiwalu i wbijałam w nią paznokcie, nie patrząc na rozmówcę. Cicho zaczęłam opowiadać o wszystkim. O tym, że matka mnie niespodziewanie zostawiła, ojciec stał się wtedy tak obcym człowiekiem, ja zaczęłam żyć samotnie, przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku, co powiększyło moje wyobcowanie i nieśmiałość; że zawsze byłam taka cicha i skryta... Nie miałam grona przyjaciółek. Tylko raz miałam chłopaka. Problemy powierzałam Lennonowi.
Duff przyglądał mi się uważnie, gdy skończyłam monolog.
 – Naprawdę? Naprawdę nie miałaś nikogo bliskiego? Niemożliwe... Cholernie mi przykro, Alex, że spotkało cię coś takiego... Wiesz, niczego po tobie nie widać...
 – Nie lubię pokazywać uczuć.
 – Boisz się ich. – To było stwierdzenie, nie pytanie. – Boisz się ludzi. Ale jesteś bardzo silna, odpowiedzialna i niezależna.
 – No, trochę... – przyznałam. – Lecz od razu ci mówię, że nie przeszkadza mi to aż tak bardzo. Mój jedyny problem to brak celu w życiu.
 – Bo nie znasz, czy raczej dotąd nie znałaś nikogo, kto podsunąłby ci cel życiowy! Wiesz, słodziutka, człowiek jest zwierzęciem stadnym. Taka zajebista dziewczyna nie powinna być pustelniczką, to wręcz przestępstwo. Zobacz, skłoniliśmy cię do gry na gitarze, prawda?
Pokiwałam głową.
 – Widzisz! – Wyszczerzył zęby. – Będzie tylko lepiej, nie pozwolę ci się marnować. A teraz uśmiech proszę.
Na przekór zacisnęłam wargi w wąską kreseczkę.
 – Hej, co to ma być? – Blondyn zmarszczył brwi i bez ostrzeżenia zaczął mnie łaskotać. Od razu zaczęłam krzyczeć oraz chichotać.
 – Duff! Do cholery... Cha cha cha... McKagan! Cha cha... W pizdu, Duff! Cha-cha... Puść! Zostaw! Cha cha... Kurwa mać, przestań! – piszczałam.
 – A uśmiechniesz się do mnie bardzo, bardzo ładnie?
 – Wręcz przepięknie, kurwa... Tylko przestań!
Leżałam na łóżku, a Duff nade mną wisiał. Patrząc prosto w jego ciepłe, brązowe tęczówki i widząc jego zawadiacki uśmieszek, automatycznie się uśmiechnęłam. Chłopak skopiował mój gest, pełen aprobaty. Nieoczekiwanie dmuchnęłam mu na grzywkę i znów zaczęliśmy się chichrać.
 – Gdybym już się nie zmęczył, to dostałabyś karę, a tak... Będzie dopiero jutro – burknął.
 – Oj Duff, nie gniewaj się na mnie... – Uśmiechnęłam się słodko i na pocieszenie włączyłam mu kasetę TSA. Oczywiście wcale nie rozumiał, o czym śpiewał Piekarczyk, ale gra Nowaka absolutnie do niego przemawiała. W ciszy słuchaliśmy Trzech zapałek. Nie znałam romantyczniejszej piosenki...
 – Pierwsza, pierwsza
By zobaczyć twoje oczy...
Druga, druga
By zobaczyć twoje usta...
Trzecia, trzecia
Po to, by zobaczyć całą twoją twarz.
Trzy zapałki kolejno
Trzy zapałki kolejno
Zapalone nocą...
Co prawda był to hard rock, ale oboje nie ograniczaliśmy się do punk rocka, zresztą Guns N’ Roses grali właśnie hard rocka.
 – Nie słyszałam piękniejszej solówki – wyznałam, gdy nagranie się skończyło.
 – To jest zajebiste! Kurwa, pomyślałbym, że to Page! W dodatku zaczyna się jak Heartbreaker! – Duff był pod wielkim wrażeniem.
 – Tekst to tłumaczenie wiersza Praeverta. Piękny...
 – Nie znam się na poezji, ale sama muzyka jest boska. Alex... – spytał trochę nieśmiało – Mógłbym wziąć prysznic?
 – Pewnie, nie ma sprawy. – Chłopaki czasem się u mnie myli, ze względu na wiadomy stan ich mieszkania. Co prawda przeciekał im dach, więc żartowali, iż mają natrysk, ale przecież kalifornijski klimat nie był zbratany z deszczem. Znalazłam mu w łazience ręcznik oraz jakąś koszulkę z Jackiem Daniel’sem, dwa razy większą od tej z Sex Pistols, w której spałam. Nie miałam pojęcia, czemu ją kupiłam (tę z whisky).
 – Dziękuję! – Blondyn wyszczerzył zęby i cmoknął mnie w policzek, po czym zniknął w łazience. Trochę zawstydzona, z palącymi policzkami poszłam do sypialni, by kontynuować rozstrajanie gitary. Umiałam już zmieniać akordy e-moll, E-dur, a-moll i A-dur bez patrzenia na gryf! Palce bardzo mnie bolały, zwłaszcza wskazujący i środkowy, ale ćwiczyłam z zaciśniętymi zębami. Gitara wcale nie była łatwym instrumentem, o nie. Jednakże wiedziałam, iż ciężka praca zawsze się opłaca.
Po kilkunastu minutach chłopak wrócił, ubrany w koszulkę i wilgotne bokserki.
 – Chyba jesteś ciut zmęczona. Zagrać ci coś na dobranoc?
 – Pewnie! – zawołałam entuzjastycznie.
Z uśmiechem wziął moją gitarę, usiadł na podłodze i zaczął brzdąkać Only Women Bleed Coopera.
 – She cries alone at night too often, / Ona za często płacze sama nocą,
he smokes and drinks / on pali i pije
and don’t come home at all. / oraz wcale nie wraca do domu.
Only women bleed... / Tylko kobiety krwawią...
Zasnęłam z delikatnym uśmiechem, zasłuchana w cichy, nieśmiały śpiew Duffa i cudne dźwięki mojej gitary. Zarejestrowałam jeszcze, jak basista otulił mnie kołdrą, szepnął „dobranoc” oraz cmoknął delikatnie w czoło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentujcie łaskawie, żebym wiedziała, że czytacie. Przecież podczas czytania towarzyszą Wam jakieś odczucia, coś Wam się podoba, coś Was irytuje, nudzi, czegoś brakuje, ja chciałabym o tym wiedzieć, by móc pisać lepiej! c: xoxo