♫♪ Dżem – Do kołyski
♪♫
– Nie! Nie, nie, nie! Nie możesz! - krzyczał, zamaszyście kręcąc cały czas
głową. Wydawał się przestraszony, zszokowany, niedowierzający. Spodziewałam się
raczej z jego strony wściekłości. Ewentualnie obojętności...
– Naprawdę nie chcę, ale muszę.
Tak będzie lepiej... - wyszeptałam ze spuszczonym wzrokiem, przezornie się
odsuwając.
– Gówno prawda! Nic nie jest
dobrze, kiedy cię nie ma, rozumiesz?! NIC! - Patrzył na mnie z bólem. Jego oczy
działały na mnie tak samo jak tamte zielone: hipnotyzowały, obezwładniały,
intrygowały, nie pozwalały odsunąć się od niego.
– Wiesz, iż nie potrafię tu być.
To nie jest miejsce dla mnie, muszę odejść. Ty... Ty sobie poradzisz. Jesteś
silny. Nasza relacja nie była na tyle głęboka...
– A nigdy nie przyszło ci na
myśl, że chciałbym, aby była głęboka? Że chciałbym, byś potrzebowała mnie tak,
jak ja ciebie?
Zaszokował mnie. Absolutnie zbaraniałam. Po minucie wyjąkałam
niepewnie:
– Przecież ty i ja to całkiem
inne światy... Nie, przecież nie mielibyśmy szans...
– Gdybyś powiedziała jedno
słowo, zmieniłbym się... Dla ciebie...
Nie mogłam tego dłużej ciągnąć. Musiałam odejść, musiałam zapomnieć.
Byłam jak zwykle uparta i pesymistyczna. W mojej głowie panował chaos,
niepozwalający myśleć trzeźwo, więc pod wpływem impulsu zbliżyłam się do niego;
on uczynił to samo i po chwili nasze wargi z czułością tuliły się do siebie.
Mocno mnie obejmował, nie chcąc mnie puścić, ja zaś drżącą ręką głaskałam go po
długich, cienkich włosach. Czułam, że w tamten pocałunek oboje wkładaliśmy całe
serca, wszystkie uczucia, które do siebie żywiliśmy. Całowaliśmy się długo,
mocno; gładziliśmy swoje rozedrgane, mokre od łez policzki; nasze oddechy były
bardzo niespokojne. Wiedziałam, że on miał świadomość tego, iż musiałam odejść.
Mimo tego, co się właśnie działo, nie mogłam zmienić decyzji, niezależnie od
swych pragnień...
– Kocham cię – szepnął łamiącym
się głosem, powoli gładząc mnie po włosach. - Kocham...
– Przepraszam – jęknęłam,
ostatni raz go całując, po czym odsunęłam się i pobiegłam przed siebie. Łzy nie
przestawały lecieć, niby urządzając wyścig szczurów, a serce łomotało, jakby
pod wpływem jakiejś używki. Tym narkotykiem była jego miłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentujcie łaskawie, żebym wiedziała, że czytacie. Przecież podczas czytania towarzyszą Wam jakieś odczucia, coś Wam się podoba, coś Was irytuje, nudzi, czegoś brakuje, ja chciałabym o tym wiedzieć, by móc pisać lepiej! c: xoxo