♫♪ Republika – W ogrodzie Luizy ♪♫
Kiedy się obudziłam, poczułam cholerny ból
głowy. Kac! Kiedyś musi być ten pierwszy raz... Ale to nie wszystko. Czułam
koło siebie kościste ciało innego człowieka (?!) oraz sprężyny... Otworzyłam
oczy i wszystko stało się jasne.
No tak. Zasnęłam na kanapie w Hellhousie z Duffem pod dupą (OK, nie do
końca). Chłopak otaczał mnie ramionami, jego prawa ręka znajdowała się tuż przy
linii moich jeansów, lewa zaś na plecach, w okolicach zapięcia stanika, który
właściwie można byłoby unieszkodliwić, gdyż moja bokserka była cieniutka.
Przesunął kciukiem po mojej skórze, tuż przy majtkach, na co zadrżałam.
Spojrzałam na blondyna, ale nadal był pogrążony we śnie, z otwartymi ustami.
Zachichotałam. Izzy spał w swoim kącie za sofą, ze skrzyżowanymi ramionami. Axl
i Slash byli skuleni na materacu, a Popcornowi za poduszkę służył brzuch
mulata. Jak słodko!
Nie miałam siły i chęci wstać, więc nadal leżałam na Duffie, dokładnie
mu się przyglądając. Unosiłam się oraz opadałam z jego miarowym oddechem,
napawając się taką bliskością, póki mogłam. Bawiłam się kosmykami jego długich,
kręconych, farbowanych włosów. W końcu poczułam coś twardego przy swoim udzie,
na co drgnęłam zaskoczona. O cholera... Stanął
mu? Sparaliżowało mnie to trochę, lecz jednocześnie... Podnieciło. No co, w końcu też byłam człowiekiem, a coś takiego
miało prawo mnie nakręcić, bardziej niż geja cycki (bo nawet oni lubią
popatrzeć)! Ciekawe, co się śniło basiście... Mamrotał coś cicho przez sen,
opuszkami palców przesuwając po mojej nagiej skórze, tak blisko pośladków i tak
delikatnie, że naprawdę cholernie mnie to podniecało. Sama w końcu zaczęłam się
o niego ocierać, nie myśląc nad tym. Już sobie wyobrażałam, jak zaczynał
masować i tarmosić moje pośladki, jak się całowaliśmy, jak jeździłam językiem
po jego wargach, żuchwie oraz szyi, jak zdejmował ze mnie ubranie, pocierał
sutki, by sterczały... Ułożyłam się kobiecością dokładnie na jego ukrwionym
prąciu, biustem oparłam się o jego tors. Już prawie zaczęłam jęczeć; jeszcze
chwila, a wsunęłabym język do warg Duffa. Jego palce zabłądziły w okolice
mojego rowka, a ja coraz nachalniej ocierałam się o jego męskość. Naprawdę,
nigdy nie czułam takiej chcicy! Ani Robert Plant wykonujący Whole Lotta Love, ani Steven Tyler w Big Ten Inch, ani Mick Jagger śpiewający Satisfaction (choć w wypadku frontmana Stonesów hamowały
mnie słowa Richardsa, iż kobiety Jaggera zawsze lądują w jego ramionach,
jednakże nie uściślał, czy z powodu złamanego serca, czy braku seksualnej
satysfakcji) nie sprawiali, iż czułam coś takiego, choć wiele panienek
doprowadzali do takiego stanu (albo i gorszego!), w jakim się wtedy znajdowałam.
Nie miałam zamiaru porównywać ich do blondyna, lecz nie rozumiałam, skąd się
wzięło u mnie takie zachowanie. Pożądałam go, śluz wręcz ze mnie wypływał,
sutki sterczały, oddech był szybki, policzki rozpalone, nawet miałam chęć
rozpiąć mu spodnie. Nie zrobił właściwie niczego, niewinnie spał i śnił,
nieświadom, iż jego niekontrolowana erekcja doprowadziła jego śpiącą na nim
przyjaciółkę do kresu wytrzymałości. Miałam na szczęście choć tyle
samokontroli, by nie zacząć się do niego dobierać i tylko napawałam się
uczuciem sztywnego pala blondyna pod moimi genitaliami. Naprawdę pragnęłam czuć
jego ręce pod bielizną, jego wargi na moich, jego język gładzący mój. Leżeć na
nim całkiem naga. Ach, ach, Duff, proszę, weź mnie, weź...
Kurwa mać! Podniecenie musiało mieć swój finał i McKagan go
doświadczył. Wyczuwając to, z lekką paniką się odsunęłam, szybko z niego
schodząc. Cholera, nie powiem, podnieciło mnie i to. Poczułam się trochę dumna
oraz szczęśliwa, że właśnie dzięki moim nieoczekiwanym pragnieniom osiągnął
spełnienie. To wszystko było kurewsko dziwne, chore, ale zarazem naprawdę
podniecające. Chciałam dotknąć chłopaka, lecz obawiałam się go zbudzić. Już
myślałam, iż sama zacznę sobie robić dobrze, patrząc na niego (byłam tym
wszystkim tak podniecona, że po chwili byłoby po wszystkim), lecz Duff szybko
się zbudził.
– Hej ślicznotko – wymamrotał. –
Dawno wstałaś?
– Przed chwilą. – Przecież wstać
wstałam naprawdę ledwo co.
Milczał przez chwilę, wyglądając na trochę zmieszanego. Pewnie
zastanawiał się, czy zauważyłam, co się działo z jego ciałem.
– Wszystko w porządku? Jak
głowa?
– A... Właśnie mi przypomniałeś,
że napierdala. – Uśmiechnęłam się krzywo.
Zaśmiał się delikatnie.
– Wybacz, kotku. No, trzeba
leczyć kaca u ciebie, bo tu nie ma nic.
Wobec tego jakoś się podnieśliśmy i poszliśmy do mnie. Wysłałam Duffa
po tabletki na ból głowy oraz kefir, a sama mogłam się na kilka minut zaszyć w
łazience. Na szczęście mój pęcherz jeszcze wytrzymał, abym mogła krzyczeć
wniebogłosy, finalizując to, co mi nieświadomie zrobił Duff po przebudzeniu.
Ciężko dysząc, leżałam na zimnych kafelkach, pod zmrużonymi powiekami mając
jego obraz. Jak cholernie chciałabym go mieć przy sobie...
Ochlapałam twarz mnóstwem zimnej wody, by ochłonąć, po czym wyszłam. Basista
w kuchni podsunął mi szklankę kefiru. Podziękowałam mu i spojrzałam zdumiona na
zegarek.
– Tak wcześnie się obudziliśmy?
Dopiero po dziesiątej?
– Widzisz, niepotrzebne nam
budziki, wystarczy dużo pić.
Uśmiechnęłam się krzywo.
– Taa, a potem latać po
lekarzach, bo wnętrzności się buntują.
– A tam wnętrzności. Ważne, żeby
zewnętrzności się nie buntowały!
Zarumieniłam się lekko. Ciekawe, jak blondyn zareagowałby na moje
pragnienia. Miałby coś przeciwko seksie z przyjaciółką? Gdyby nie, właściwie
nie miałabym się z czego cieszyć. Oznaczałoby to, że nie znaczyło dla niego
wiele moje wnętrze, bardziej zależało mu na moim ciele. Przecież seks z
przyjacielem nie był niczym normalnym... Chyba że na przykład dwie dziewczyny
zabawiają się wspólnie. Jak miałam jedenaście, dwanaście lat sama tak robiłam,
wtedy miałam jedną przyjaciółkę przez parę lat. Robiłyśmy to z ciekawości.
Przyznam, interesujące doświadczenie, chociaż właściwie nie znałyśmy się na
rzeczy.
OK, tak czy inaczej, nie było nad czym rozmyślać. Seks z Duffem nie
mógłby dojść do skutku, chłopak znaczył dla mnie zbyt wiele. Choć nie miałam
wielu znajomych, wiedziałam doskonale, iż dużo trudniej znaleźć przyjaciela
aniżeli chłopaka, a miałam tylko ich pięciu. Byli dla mnie najważniejsi,
wyjątkowi i jedyni. Nie mogłam zniszczyć tego głupią żądzą.
Pewnego dnia postanowiłam rano wypić kawę. Nie byłoby w tym nic
niezwykłego, gdyby nie otaczająca mnie cisza. Naprawdę, dawno jej nie
słyszałam! Zawsze zakłócała ją muzyka, towarzysze, odgłosy z ulicy, szum w
uszach po koncercie. Niestety, oczywiście coś musiało zniweczyć moje plany
osiągnięcia spokoju. Nie spodziewałam się tylko, iż ta osoba mogłaby to
uczynić.
Ojciec postanowił do mnie zadzwonić. Chyba pierwszy raz usłyszałam
dzwonek aparatu, bo kto mógłby telefonować do mojej osoby? Bardzo zaskoczona
skierowałam się do przedpokoju i zdjęłam słuchawkę z widełek.
– Tak?
– Cześć, Olu. – Cholera, jak ja
dawno nie słyszałam, żeby ktoś mówił po polsku! Nie licząc wokalistów. W Nowym
Jorku jeszcze były kręgi Polaków, może nie takie, jak w Chicago, ale Greenpoint
pomału się rozrastał. W Kalifornii zaś nie było zbyt licznej Polonii, bo i kto
by tak daleko migrował? – Chciałem z tobą pogadać... Święta niedługo... Masz
czas się spotkać?
– Mam, mam – odparłam niepewnie.
– O dwunastej jest przerwa na
lunch, będziesz w restauracji pod moją firmą?
– Tak. Pa.
– Do zobaczenia. – Ojciec się
rozłączył. Byłam trochę zdumiona. Właściwie jak zawsze się nie odzywał od
przeprowadzki, poza podsyłaniem mi pieniędzy. Nie miałam na co narzekać, gdyż
były to dość pokaźne sumy poza kosztami utrzymania. Po tylu latach przywykłam i
nie pragnęłam bliskich relacji z ojcem. Oczywiście miałam do niego jakiś żal,
bo wydało mi się, iż w pewien sposób obarczał mnie winą za odejście matki.
Tymczasem ja naprawdę obiektywnie nie widziałam nic takiego w sobie, co mogłoby
sprowokować ją do tak nieodpowiedzialnej decyzji. Jednocześnie rodzic chyba
miał jakieś wyrzuty sumienia, ale nie próbowałam rozumieć jego zachowania, gdyż
byłam pewna, że mi się to nie uda. Może miał jakieś problemy wewnętrzne, lecz
kto opowiadałby o nich swojej córce? Nie miałby rodzicielskiego autorytetu. Był
facetem, musiał przynajmniej sprawiać wrażenie silnego, radzącego sobie ze
wszystkim. Nie wiedział, jak wychować córkę, więc zajął się utrzymywaniem domu,
a ja chowałam się właściwie sama. Dobrze jednak, iż byłam cicha, nieśmiała oraz,
jako dziecko, nawet bojaźliwa. Gdyby nie te cechy, znalazłabym we wschodniej metropolii
odpowiedniki Sunset Strip i kto wie, na kogo bym wyrosła...
♫♪ Michael Jackson – Girlfriend ♫♪
Ojciec był architektem i pracował w jedynym z
rzucających się w oczy biurowców w centrum miasta, dzięki czemu łatwo do niego
trafiłam, choć zdecydowanie nie były to moje rejony. Na dole znajdowała się
elegancka restauracja, w której czułam się dość nieswobodnie. Wszędzie poważni
ludzie w garniturach, a tu stworzenie z natapirowanymi z trudem (z racji swej
gęstości) i przygładzonymi (dzięki temu zyskiwały objętość) włosami, lenonkami
na nosie, w martensach, czarnych legginsach, koszulce Misfitsów, ramonesce – z
pewnością klienci lokalu patrzyli na mnie ze zdumieniem oraz, delikatnie
mówiąc, dezaprobatą, sądząc, iż totalnie się zaćpałam i całkiem pomyliłam
imprezy. Jednakże to mnie nie obchodziło. Próbowałam się ubrać stosownie, ale z
drugiej strony nie chciałam też wkładać sukienki i koturnów tylko dla
przyjemności ojca. Na szczęście ujrzałam go przy jednym ze stolików, więc się
dosiadłam. Jak wszyscy dookoła nosił czarny garnitur, białą koszulę, krawat.
Był dobrze zbudowany, barczysty, wysoki jak ja, idealnie ogolony i brązowe
włosy miał perfekcyjnie ułożone. W jasnoniebieskich oczach nie potrafiłam się
niczego doszukać.
–
Cześć, tato.
– O,
witaj, Olu. – Przyglądał mi się dłuższą chwilę. Podszedł do nas kelner. – Dla
mnie kawę i tiramisu... Ola...?
–
Herbatę i ciastko z jabłkiem.
– OK.
To jak podoba ci się miasto? Zadomowiłaś się?
– Jest
całkiem fajnie – mówiłam powoli. – Poznałam paru ludzi, spędzamy razem czas.
– Nie
tęsknisz za Nowym Jorkiem?
–
Pewnie, że tęsknię! Kocham go... Ale Los Angeles nie jest takie złe. – Wzięłam
mały łyczek herbaty, którą przed chwilą dostałam.
– A
jak spędzasz święta?
–
Wracam do NY – odparłam swobodnie. – Ale nie zamierzam zabierać ze sobą
wszystkiego i na wariata tam uciec, jeśli ci o to chodzi...
Ojciec zaśmiał się lekko. To było trochę
niespotykane, zaskakujące. Od odejścia matki prawie nigdy nie słyszałam jego
śmiechu...
–
Właściwie się tego obawiałem... Myślałem, że mogłabyś mieć mi za złe, iż
musiałaś się tu przeprowadzić.
– Nie,
naprawdę, tato. Całkiem mi się tu podoba, chociaż nie ma śniegu, Central Parku
i CBGB’s. W Dzień Świętego
Patryka też chyba nie będzie parady, ale przeżyję.
Uśmiechnął się lekko znad talerzyka z
kremowo-kakaowym ciastkiem.
–
Naprawdę się cieszę. Niestety, ja będę musiał tu zostać, ale i tak nie lubię
śniegu.
– W
Polsce pewnie byłoby gorzej – stwierdziłam, oglądając swoje pomalowane na
perłowo krótkie paznokcie.
Ojciec westchnął i przyjrzał mi się uważnie.
–
Dlaczego nie założysz sukienki? Jesteś naprawdę ładną dziewczyną, powinnaś to
wyeksponować.
Spojrzałam na niego zaskoczona, po czym
bezmyślnie palnęłam:
– To
jest LA, dżungla, tu trzeba się bać o swoją dupę.
Chyba to z kolei zaskoczyło rozmówcę, bo
utkwił wzrok w swym talerzyku. Chciałam załagodzić sytuację, mówiąc, iż czasem
noszę sukienki, ale przecież nigdy się nie widujemy, lecz stwierdziłam, że
mógłby to uznać za wyrzut. Zmieszana zamilkłam i zanurzyłam wargi w herbacie.
Wracałam z lunchu z ojcem zmieszana. Głównie
wściekałam się na siebie za moją ostatnią idiotyczną kwestię. Ha, dobrze, że
nie powiedziałam, iż codziennie bywałam na Sunset, pewnie wziąłby mnie za kurtyzanę, elegancko
mówiąc! A tych „znajomych” za klientów! Jeszcze zaniechałby dokładania się, a
właściwie płacenia za moje utrzymanie. Z drugiej strony, przydałaby mi się
jakaś praca, aby się usamodzielnić. Tylko żeby chciało mi się wstawać rano...
Zbytnio kochałam spać do oporu oraz spędzać jak najwięcej czasu z przyjaciółmi.
Byłam tak zdenerwowana, że miałam ochotę
zapalić. Wyobrażacie sobie? Ja, która nikotynę zażywała tylko z dymem oraz od
pewnego czasu nosem (no co, spodobało mi się)! Nienawidziłam jednak śmierdzieć
szlugami i po prostu ich nie miałam, więc gdy doszłam do domu, kulturalnie
niuchnęłam wiśniowej tabaki, dzięki czemu się trochę uspokoiłam. Doprawiłam
owocowe uczucie wiśniowymi truflami i byłam z tego bardzo zadowolona.
Włączyłam na odprężenie The Game Queenu oraz rozłożyłam się na łóżku, wybijając rękami rytm Another One Bites the Dust.
Ech, czemu musiałam mieć taką dziwną relację
z ojcem? Denerwowało mnie to. Niby z jednej strony byliśmy sobie obcymi ludźmi,
z drugiej zaś jakby się o mnie martwił... Cóż, bądź co bądź nosiłam jego
nazwisko, więc mógłby nie chcieć, by ewentualnie jakaś kurwa je hańbiła. Gdyby
istniała możliwość, że pomyślał tak o mnie, to absolutnie by zabolało.
Właściwie nie mogłam przewidzieć jego ewentualnych reakcji, naprawdę nic o nim
nie wiedziałam. To wręcz mnie przerażało. Miałam ochotę mu wygarnąć wszystko,
jak mnie traktował. Powiedzieć, iż żałuję, że miałam głowę na karku i nie
robiłam dziwnych czy głupich rzeczy, by dać mu popalić, tylko naprawdę dobrze
się wychowałam.
Cholera jasna, bliższe relacje łączyły mnie z
Axlem czy Slashem, choć nie byliśmy spokrewnieni... Ale chyba każdy co
mądrzejszy człowiek stwierdziłby, iż prawdziwą rodziną są ludzie, którzy tak
się zachowują, opiekują się tobą i po prostu są, a nie mają wpisane twoje imię
i nazwisko w dokumentach... O tak, oni zrobili dla mnie naprawdę wiele, po
prostu mnie naprawdę akceptując taką, jaka byłam. Nie czułam w ich obecności
skrępowania, ufałam im i wiedziałam, że miałam w nich oparcie.
napisz kolejny rozdzial ja cie blagam!
OdpowiedzUsuńKurwa jak ja kocham Republikę. XD
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcie czemu nie odkryłam wcześniej tego opowiadania bo serio jest ZA-JE-BI-STE! lecę czytać dalej skomentuję ostatni post ;)