Pierwotnie dałam tu link do „O mnie” z Tumblra,
ale nie chce współpracować. Trudno, napiszę specjalnie dla Was!
4 grudnia 2010
02:58 od dzisiaj jesteś kotem
02:58 yy… porke?
02:58 co?
02:58 why?
02:59 masz zajebiste oczy które są dobrze widoczne jak u kota. i jestes jak kot- miła ale z pazurrem który moze zadrapać, ale ja to lubie.
W taki sposób zostałam Kotem.
Później jakoś na wiosnę przechrzciłam się na Kota w Glanach, bo popierdalałam w
takowych butach od jesieni (na kolejną zimę kupiłam sobie lepsze glany;
wyobraźcie sobie, że te pierwsze mi przemakały i nie miały stali w czubkach! O.o
Ale dwa lata miały na sobie błoto z Trzech Koron).
Urodziłam się jedenastego
grudnia, jak Nikki Sixx (ciekawy z niego gość, powiem Wam) i ksiądz Natanek
(dobrze, że znajomy ksiądz o tym nie wie, bo nie puściłby mnie do bierzmowania.
Skoro już przy tym jestem - wybrałam na patronkę św. Łucję, by pomogła mi ze
wzrokiem i pisaniem); poza tym tego dnia w 1965 roku odbył się pierwszy koncert The Velvet Underground.
Czy się wyróżniam? Jestem drobna,
niewysoka, skryta za kaskadami długich niemal do talii (niechże urosną do
pasa!), gęstych włosów (aktualnie czerwonobrązowych), spod których wyzierają
niebieskie oczy, ukryte za szkłami psującymi całą urodę (bez nich i w makijażu
mogłabym komuś wpaść w oko. Au!); odziana w koszulkę z jednym z ulubionych
zespołów, rurki, koszulę i trampki z Jimem Morrisonem lub piętnastodziurkowe
glany z czarną oraz czerwoną sznurówką. Kolorowymi pazurami drapię nawet samą
siebie (choćbym je obcięła), alternatywnie kłuję kolcami pieszczochy.
Mam torbę pełną przypinek,
naszywek i agrafek, która dumnie mnie reprezentuje. Nie wyjdę z domu bez
fluidu, telefonu oraz słuchawek. Jeżdżę MPK do teoretycznie gorszego liceum
(nie chodzą tam miejscowe gwiazdy),
gdzie uczę się głównie historii, polskiego i angielskiego (niektórzy nie
dowierzają, iż nigdy nie uczęszczałam na dodatkowe zajęcia ani nie mieszkałam
za granicą, a tylko właściwie... Słuchałam muzyki i czytałam oraz tłumaczyłam
na angielski), jako że jestem w klasie dziennikarsko-filologicznej, lecz
planowałam bycie psychologiem. Jestem całkiem nieskalana szwabskim; zawsze
uczyłam się francuskiego (w gimnazjum właściwie nauczycielka nas nie nauczyła,
ale i tak jestem teraz najlepsza w grupie).
Kocham koncerty i pogo, choć
rzadko mam okazję w nim uczestniczyć, gdyż mieszkam w małym, nietolerancyjnym
miasteczku, gdzie ludzie zeszli na psy (dlatego pogo to cud, zresztą dobre koncerty także). Na szczęście mamy
zajebisty zespół Ulica, na którego teledysku nawet się pojawiłam! To był
chyba mój najlepszy koncert.
Jestem trochę wycofana, przez co
samotna i ze względu na to dużo obserwuję, myślę, tworzę, chodzę spać ze
wschodem słońca i robię to, o czym napisałam tutaj przy „zainteresowaniach”. Nie
żałuję niczego w swym życiu, choć przez zdecydowaną jego większość nie byłam
szczęśliwa. Nigdy nie mówię głośno o swoich słabościach - wróg nie powinien o nich wiedzieć. Dużo przeklinam, ale nie potrzebuję tego pisać. Nie znoszę się
mylić, bo czuję się wtedy, jakbym była głupia, a wolę być inteligentna.
Cholernie cenię sobie szczerość i mimo wszystko lubię pomagać ludziom. Kręci
mnie psychodelika. Jestem dumna z bycia mańkutem, jak mój Duffy, Cobain,
Hendrix, Beethoven, McCartney, Einstein, Sting, Ringo Starr, David Bowie,
Rysiek Riedel i paru innych geniuszy (i jak geniusz gadam do siebie), lecz na
gitarze gram prawą ręką - jak mój Duffy. I ponoć sypię cytatami Jima Morrisona
jak z rękawa. Do tego jestem jedną z niewielu osób sprawdzających codziennie
(właściwie bez przerwy) maila.
Nie lubię nałogowego palenia. Jak
chcesz przy mnie jarać, to musisz mi dać bucha; nieważne, że spaliłam cztery
szlugi w życiu i nie umiem się zaciągać (pomijając już fakt, iż fajki mi nie
smakują, ale jak skosztuję smakowego, to się dowiem na pewno). I tak mój
stosunek do używek zatrważająco złagodniał; jako czternastolatka nie
tolerowałam jakichkolwiek używek (nie bez powodu), a obecnie lubię zatabaczyć
oraz napić się wina, nawet (a może zwłaszcza) taniego; piwa nie lubię, zresztą
się nie opłaca (za wino zapłacisz podobną cenę i bardziej się nawalisz), a jak
wódka smakuje, to już jest alkoholizm. Narkotyki? Jakichś psychodelików chętnie
bym spróbowała, ale nie widzę sensu w braniu opiatów, poza morfiną w szpitalu;
btw. królowa Wiktoria na bóle menstruacyjne paliła zioło, a nie brała herę (cóż, chyba jej wtedy jeszcze nie odkryto) i jej pomagało.
Uwielbiam Tymbarki, szukam rad
pod ich kapslami (sprawdzają się!). Poza tym kocham wszystko, co miętowe i
prawie nie przeżyłabym dnia bez czegoś słodkiego.
Totalnie ćpam muzykę, odkąd tylko
się zbudzę, nawet pod prysznicem nie rezygnuję (słucham wtedy zwykle gunsowej
Trylogii, przy Estranged wiem, że
należy się pospieszyć i wyjść). Kocham praktycznie wszystko, co dobre -
klasycznego rocka, polskiego rocka, hard rocka, punk rocka, psychodelicznego
rocka, reggae, pop lat 80. Zaczęło się od Michaela Jacksona w listopadzie 2009
roku, później w wakacje przyjaciółka zapoznała mnie z Nirvaną, więc w drugiej
gimnazjum miałam na plecaku napisany markerem tekst Lithium, a jesienią poznałam Guns N' Roses - usłyszałam w telefonie brata Don't Cry, obejrzałam November Rain i przepadłam, do tej
pory nie chcą mi odpuścić, oczywiście nie tak bez przerwy. Zimą dzięki komuś
pokochałam Republikę (zostanę czarno-biała do końca!) i inną klasykę polskiego
rocka. Później poznawałam mnóstwo, mnóstwo wykonawców... Za Gunsami i Republiką
najważniejsi są Aerosmith, Pearl Jam, Duff McKagan's Loaded, The Doors, The
Rolling Stones, Joy Division, Red Hot Chili Peppers, AC/DC, Sex Pistols, Black Sabbath, Dżem,
Hey, Coma, Mötley Crüe, Led Zeppelin... A sprawdźcie sobie na laście, bo
jest tego naprawdę za dużo; nie potrafię się ograniczać muzycznie (i chyba
dobrze)! A jeśli miałabym wybrać jedną, jedyną ulubioną piosenkę to prawdopodobnie
byłaby Mia Aerosmith (jednak chyba przebiła ją Another Last Goodbye z ich najnowszego albumu *.*).
W podstawówce i pierwszej gimnazjum
dużo czytałam, ale później stałam się zbyt niezorganizowana; nie potrafię robić
kilku rzeczy na raz - albo nauka, albo miłość, albo tworzenie. Jednak kupuję od
niedawna ulubione książki, którymi chcę zapełnić regał; gdy zdamy z bratem
maturę, spalimy te wszystkie cholerne repetytoria oraz inne gówniane pomoce i
będzie zajebiście! A jakie to ulubione pozycje? Bardzo lubię biografie (Patrząc jak krwawisz, Slash, It’s So Easy [po angielsku oczywiście], Mötley Crüe - Brud, Nikt nie
wyjdzie stąd żywy, Jestem Ozzy, Blizna, Biała gorączka, Republika wrażeń...), powieści o narkomanach (My, dzieci z dworca Zoo, Ślepe
tory), chorobach psychicznych (Przerwana
lekcja muzyki), takie, na które niby jestem za stara (Piotruś Pan), jakieś o nastolatkach, miłościach, bla, bla (Pozwól mi odejść, Dwie dziewczyny i chłopak); naprawdę różności, Kinga, Carolla,
Cobena, Sparksa i panią Rowling także - tutaj możecie sobie zobaczyć.
Koniecznie przeczytajcie Forresta Gumpa,
Wierność w stereo i Norwegian Wood!
Mój ulubiony film? Chyba Was
zaskoczę - Terminator! Serio,
uwielbiam go! Tym bardziej, iż w drugiej części jest You Could Be Mine i dzięki temu bardzo pokochałam ten utwór. Poza
tym dramaty, komedie, obyczajówki, animacje, romantyczne, PRL-owskie... Donnie Darko, Pulp Fiction, Requiem dla snu, Forrest Gump,
Marzyciel, Wszystko, co kocham, Sala
samobójców, Dzień świra, Skazany na bluesa, Był sobie chłopiec, Upiór w
operze, Odlot, Miasto aniołów... Tutaj na dole
macie; niby nie oglądam filmów, ale jednak trochę tego jest. A seriale?
Oczywiście nie mam czasu, lecz lubię Skinsów
(obejrzałam tylko pierwszy sezon i zaczęłam drugi, obiecuję sobie, że kiedyś
się ogarnę i wszystko obejrzę), Ally
McBeal (obejrzałam trzy odcinki w wakacje, ale i tak wyobraźnia Ally
powala!), Świat według Kiepskich
(chętnie oglądam z rodzinką, kto tego nie lubi?) i Rodzinkę.pl (przynajmniej starsze odcinki, fajne były).
Chyba mogę stwierdzić, że jestem
dobra w pisaniu. Jeszcze w przedszkolu lubiłam wymyślać historyjki o
zwierzątkach, ale wtedy lepiej szło mi rysowanie, jednakże straciłam ten
talent. Mając jedenaście lat napisałam swój pierwszy wiersz i zaczęłam robić to
częściej. Wcześniej pisałam w zeszycie infantylne opowiadanie, a rok później
trzy takie zużyłam na jeszcze bardziej ckliwą historię. W piątej klasie
założyłam swego pierwszego bloga, w którym umiałam coś ustawić (rok wcześniej
założyłam pierwszego w ogóle; cóż to były za czasy, Onet bez jakichkolwiek
błędów!), było to opowiadanie zainspirowane serialem Magda M.; w szóstej klasie założyłam już nieco lepszego bloga (co
nie znaczy, że się go nie wstydzę) z historyjką o pewnym-disneyowskim-zespole, której
napisałam dwadzieścia trzy i kawałek rozdziału. Pod koniec pierwszej gimnazjum
założyłam bloga z opowiadaniem o MJu (w sumie tu też się wstydzę swego stylu,
lecz dużo nad tą opowieścią pracowałam i poza tym nie jest najgorsza), które
przez jakiś rok pociągnęłam do dwudziestu czterech rozdziałów oraz dwóch i pół
strony (dziewięćdziesiąt stron) plus dziewiętnaście stron zawierających cztery
rozdziały, które miały być później oraz trochę innych fragmentów. W
drugiej gimnazjum zaczęłam pisać Zachodnio-wschodnią
metropolię o Guns N’ Roses, ale niedługo potem miałam chłopaka i nawet
przestałam przy laptopie siedzieć, a co dopiero pisać. W sumie wyszło mi to na
dobre, bo na początku podobał mi się Axl, a gdy w trzeciej gimnazjum wróciłam
do pisania Metropolii zostałam żoną
Duffa (i jeszcze się okazało, że Steven to mój brat. Sympatyczna z nas
rodzinka, prawda? :3). Niestety, choć bardzo się starałam i bardzo mi zależało
na tym opowiadaniu, w końcu nie udało mi się ukończyć rozdziału trzynastego…
Zaczęłam się starać o oceny, by dostać się do liceum w Lublinie, z czego i tak
w końcu zrezygnowałam, a poza tym popadłam w depresję – uniemożliwiło mi to
pisanie; to było naprawdę paskudne pół roku. Jednakże oto powracam do Metropolii! W międzyczasie stworzyłam
sporo krótkich opowiadań i tekstów piosenek, które zamieściłam na blogu; w
wakacje przed trzecią klasą napisałam bardzo osobiste opowiadanie, które –
uwaga! – zakończyłam! Prolog, osiem rozdziałów i epilog! (Poproście, to chętnie
podeślę!)
Jak piszę? Oczywiście przy
muzyce. Szukam pomysłów w wielu źródłach – muzyce, książkach, historyjkach,
filmach, cytatach, ciekawostkach… Lubię poznawać to, co mnie otacza. Moje
główne bohaterki są do siebie podobne; trochę takie, jaka chciałabym być i
trochę takie, jaka sama jestem (biedaczki); zawsze mają problemy albo z ludźmi,
albo ze sobą. Nie lubię tworzyć wielu wątków, więc moje opowiadania są ubogie w
bohaterów. Odkryłam też niedawno, że chyba nie lubię pisać o kobietach, poza
głównymi bohaterkami niewiele ich w mych opowiadaniach, jakoś wolę facetów (nie
żebym się na nich znała). Dość dobrze mi się pisze i w pierwszej, i w trzeciej
osobie (wolałam trzecioosobówkę, gdy czytywałam Harry’ego Pottera, ale uległo to zmianie, kiedy przerzuciłam się na
Zmierzch). Tworzę szczerze i prosto z
serca; wiele moich opowiadań jest bardzo osobistych oraz nawiązuje do
przeżytych przeze mnie sytuacji. Poza tym nienawidzę błędów, to takie głupie,
mieć niezły pomysł, a spalić wszystko złą ortografią i interpunkcją czy logiką,
co gorsza. Jeśli chodzi o bohaterów inspirowanych prawdziwymi ludźmi, lubię
używać rzetelnych faktów na ich temat, czasem aż za bardzo. Często czytam, iż
mam bogate słownictwo – bardzo je sobie cenię, tak jak gust muzyczny, za który
jestem bardzo często chwalona.
Do tego czasem przychodzą mi do
głowy mądre teksty: „Nie lubię filmów, bo tam jest wszystko podane na tacy. Masz
obraz, akcję, muzykę, dialogi i bywa, że nie zostaje nic dla wyobraźni. Wolę
czytać, móc sobie wszystko wyobrazić, wiedzieć, co się dzieje w głowie
bohatera, czytać malownicze opisy.” albo „Jeśli kłamiesz, nie możesz wymagać od
innych, aby mówili ci prawdę.” lub „Jeśli będziesz stać zbyt długo,
zaczniesz się cofać.” tudzież „Każdy z nas w pewnym momencie powinien
spotkać osobę, która totalnie zmieni jego świat. Niekoniecznie im szybciej, tym
lepiej... Po prostu w odpowiedniej chwili ktoś powinien sprawić, byśmy zaczęli
inaczej postrzegać życie.”; do tego „Jestem mniej wulgarna niż wyglądam
i bardziej nerwowa, niż się wydaję.”
Nieśmiała jak Slash, aspołeczna jak Izzy, nerwowa jak Axl, radosna jak Steven,
punkowa jak Duff.
Rodzinny obiad. |
Ładnie wyszłaś na zdjęciu ! , doczytałam tylko do połowy, ale podoba mi się twój charakter, bo jesteś podobna do mnie ; )
OdpowiedzUsuńpozdrawiam.