„Niech Bóg błogosławi i ma w opiece Wiernego Czytelnika. Usta mogą przemawiać, ale czymże jest opowieść, gdy brak życzliwego ucha.” ~ Stephen King

sobota, 28 lipca 2012

IX Dyskusyjny refren


Marilyn Manson – Sweet Dreams
Duff niespokojnie przewracał się z boku na bok we śnie, aż przywalił głową w ścianę i się zbudził, co właściwie przyjął z ulgą. Koszmary Slasha zasypiającego na trzeźwo nie mogły liczyć się z tym, co umysł właśnie zaserwował basiście. Czy mogło być coś straszniejszego od zostania sprawcą najgorszego cierpienia osoby, na której tak nam zależało? Naprawdę się cieszył, iż to nie stało się naprawdę. I nie mogło się wydarzyć na jawie, prawda? Nie, nie było mowy! Nie wyobrażał sobie, że mógłby nawet nieświadomie stać się aż takim skurwysynem, aby zrobić jej coś takiego. Naprawdę dotknęły go słowa dziewczyny z poprzedniego dnia. Ale cholera jasna, dlaczego w tym śnie był też AXL?! Niby w mary nie wolno wierzyć, ale niepokoiło to McKagana. W dodatku rudy również gwałcący pod wpływem kokainy Alex...
„Nie, to wcale nie jest normalne, ogarnij się, chłopie!” pomyślał, klepnął się mocno w policzek i przekręcił na drugi bok. Co innego mieć jakieś chore sny, w których on oraz jego kumpel, któremu także nie była obojętna, gwałcili swą przyjaciółkę niczym pozbawione uczuć zwierzęta, a absolutnie co innego rozmyślać, jakby to było się z nią kochać, trzymać w ramionach jej drżące ciało, błądzić opuszkami palców po wrażliwej skórze ud, językiem wędrować od szyi przez piersi po brzuch, słyszeć przyspieszony oddech i ciche, niekontrolowane jęki... Właśnie taką wizją Duff starał się przegonić poprzedni sen.

Eric Clapton – Tears in Heaven
Byłam cholernie zmęczona, ale nie mogłam spać. Wobec tego założyłam legginsy, koszulę oraz trampki, po czym udałam się na dach kamienicy, nawet nie zachodząc do łazienki. Oparłam się plecami o komin i patrzyłam na powoli zaczynające swą codzienną wędrówkę słońce zza kurtyny smogu. Przypomniała mi się planeta latarnika, którą odwiedził Mały Książę; rezydent cały czas musiał zapalać i gasić lampę, miał bardzo odpowiedzialne zadanie. Cóż za rutyna... Ja bym tak nie wytrzymała. Na szczęście nie mogłam na to narzekać w obecności moich przyjaciół. Co jak co, lecz nuda z pewnością mi nie groziła. Znajomość z nimi naprawdę była dla mnie wartościowa oraz bardzo ważna. Ach, gdybym tylko nie musiała się martwić o to, czy nie zaaplikują sobie wreszcie przypadkiem złotego strzału...
Siedziałam na krawędzi, machając nogami i patrząc z wysoka na przypominających maleńkie mróweczki ludzi. Zdawali się tacy odlegli oraz nieznaczący, jakbym nie miała z nimi absolutnie nic wspólnego... Cóż, po części mogło tak być.
 – Alex?
 – Duff? Skąd wiedziałeś, że tu jestem? – zdziwiłam się.
 – Nie otwierałaś, więc pomyślałem, że pewnie przyszłaś sobie posiedzieć... – Blondyn usiadł przy mnie. – Chyba nie zamierzasz skakać?
 – Raczej nie. Zabilibyście mnie.
Zaśmiał się.
 – Bez przesady... Ja skazałbym cię tylko na dożywotnie bycie z nami.
 – Miła alternatywa. – Uśmiechnęłam się. Chłopak położył mi rękę na ramieniu.
 – Jak się czujesz, malutka?
 – Nijak. – Wzruszyłam ramionami. – A ty?
 – Hm... Jakoś dziwnie. Poza tym naprawdę ruszyło mnie to, co stało się wczoraj, wiesz?
Milczałam, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
 – Alex... – Lekko mnie obrócił, abym spojrzała mu w oczy – Naprawdę, naprawdę ze swojej strony obiecuję ci, że nigdy czegoś takiego ci nie zrobię! Nie skrzywdzę cię! Nie zostanę ćpunem! Przysięgam! Wierzysz mi?
 – Wierzę, Duff – szepnęłam z absolutnym zaufaniem, patrząc prosto w jego ciepłe, czekoladowe tęczówki. Po chwili chłopak zaczął się ku mnie nachylać, lecz ja oparłam o niego ciężar ciała i otoczyłam ramionami, wtulając się w blondyna. Zaśmiał się cicho, zaczynając gładzić mnie po włosach.
 – I ty jesteś słodka jak wódka, tak?
 – Mówiłeś przecież, że lubisz wódkę... – wymamrotałam gdzieś w jego jabłko Adama.

Queen – Who Needs You
Brzdąkałam w Hellhousie na gitarze Izzy’ego (naprawdę super mieć takiego Gibsona w dłoni!), gdy wreszcie do środka wpadł Slash, śmiejąc się jak opętany.
 – Patrzcie, kurde, co znalazłem! – Zaczął wymachiwać jakimś śmiesznym, czarnym cylindrem.
 – Chcesz zostać wujkiem Sknerusem? – spytałam.
 – Nie, słodziutka, ale spójrz, fajny, nie?
 – Znalazłeś go? – Duff litościwie naciągnął dolną powiekę. – Jedzie mi tu czołg?
 – Co się czepiasz, drągu. – Slash włożył na głowę cylinder. – Alex, ty się znasz. Jak wyglądam?
 – Zajebiście. – Uśmiechnęłam się. – Pasuje ci.
 – Jeszcze jakbym miał Les Paula w rękach, a nie tę warlockową podróbę... – westchnął smutno.
 – Nie marudź, ważne, że sprawna. Jak już znajdziemy kogoś, kto nam zaproponuje kontrakt, to dostaniesz Les Paula. Też chciałbym fenderowski bas, ale trzeba się cieszyć, że w ogóle mamy gitary.
 – A jak mi nie dadzą, to się wkurwię niczym Rose jebany – burknął mulat, po czym wziął swoją gitarę i zaczął grać Eruption Van Halen. – Pierwszy raz puścił mi to Popcorn. Kurwa, tak mnie zatkało! Widziałem ich na moim pierwszym dużym koncercie. Grali tam też Aerosmith, ale Eddie i reszta byli lepsi nawet od nich. Pamiętam to do dzisiaj: ósmy kwietnia 1979 roku.
 – Tylko nie mów tego przy Perrym, bo będą nici.
Zaśmiał się krótko.
 – W ogóle to wiesz, że Stevenowi trafiło się coś takiego, że jak mieliśmy trzynaście lat, odwiedzaliśmy moją sąsiadkę i zaprosiła nas do siebie... Wtedy ona dała mu się przelecieć? A miała ponad dwadzieścia lat!
 – Pierdolisz...
 – No nie, słodziutka. Nie mam pojęcia, jak to zrobił, ale potem stało się to jeszcze ze cztery czy pięć razy. I za każdym razem dostawał kasę. Dla mnie to nie do uwierzenia... Ale to nie zawsze się dobrze kończyło. W końcu nakrył ich jej współlokator, gej, zrzucił z niej Stevena i tyle.
 – Czemu wcześniej tego nie mówiłeś?! Cholera, zacznę mieć do Popcorna znacznie większy szacunek – stwierdził basista.
 – A co ty myślałeś, blondynie farbowany, że Adler rady nie daje?! Zatkało kakao?! Dupa! Ja też miałem od najmłodszych lat powodzenie! – Niespodziewanie do garażu wszedł perkusista.
 – Taa, rodzice nie mogli cię znieść, tylko babcia cię kochała, ale wytrzymać z tobą nie mogła...
 – Gdybyś teraz pozwał tę sąsiadkę do sądu o wykorzystanie seksualne nieletniego, dostałbyś dużo większą sumkę – wtrąciłam, by nie zaczęli się kłócić.
 – Nie, nie jestem taki. Była z niej zbyt zajebista dupa... Ciekawe, czy nadal tam mieszka. Slash, ciulu, pamiętasz, jak zawsze się włóczyliśmy po Hollywood i Sunset aż do Deheny?
Z rozrzewnieniem zaczęli wspominać stare czasy, opowiadając mi dużo zabawnych historyjek. To dzięki Stevenowi Slash zaczął grać. A dzięki Slashowi Stevenowi nie stało się nic poważnego, gdy Popcorn nieudolnie próbował jeździć na deskorolce. Saul podjechał do niego na swoim rowerze, pomógł mu i od tej pory byli nierozłączni.

The Beatles – Let It Be
Pamiętałam, że nad ranem grałam na pianinie Let It Be Beatlesów, a kiedy się obudziłam, przy instrumencie siedział Axl. Nic nie kojarzyłam. Ech, chyba Los Angeles zaczynało lasować mi mózg... Niedobrze, bardzo niedobrze.
Zdezorientowana i cholernie zaspana spojrzałam na Rose’a, który chyba starał się tworzyć piosenkę.  Brzmiała jak tamta zagrana na moje życzenie, gdy mnie pierwszy raz odwiedził. Przysłuchując mu się, poszłam do kuchni zrobić kawę. Po paru minutach usłyszałam kaleczący uszy pseudo-akord oraz przekleństwa rudzielca.
 – Kurwa mać, jeśli tego nie skończę, to się zajebię, zajebię!!!
 – Hej, uspokój się, Axl. To aż takie pilne? Takie ważne?
 – Bardziej niż ci się zdaje. Ten utwór jest dla mnie wyjątkowy. Naprawdę, muszę go skończyć, muszę!
 – Za bardzo trujesz organizm, aby pisać takie romantyczne epopeje.
Spojrzał na mnie dużymi oczami.
 – Sądzisz, że musiałbym odstawić Night Traina, herę i fajki, żeby to skończyć?
 – Wydaje mi się, iż mogłoby to być korzystne.
Znów zaklął.
 – Ale na sto procent nie skończysz tego, jeśli będziesz pod presją, zestresowany. Zostawże moje pianino i włącz telewizor, mieli puszczać koncert Metalliki.
Istotnie, trafiliśmy na retransmisję występu trash metalowej grupy. Urzeczona słuchałam Fade to Black.
 – Uwielbiam ten album, jest świetnie zrobiony – stwierdził Axl.
 – A ja kocham ten utwór! Jeden z najlepszych, jakie słyszałam... – westchnęłam.
 – Przecież to piosenka dla samobójców.
 – Czyżbyś nie zauważył, jak bardzo jestem pozytywna, radosna, optymistyczna i zadowolona z życia?
 – Kurwa, a już myślałem, że się udało... – jęknął.
 – Co się udało? – Zmarszczyłam brwi.
 – Pomóc ci, sprawić, byś była szczęśliwa, radosna...
Zdziwił mnie trochę.
 – Nie zrozum mnie źle, Axl, jestem tu szczęśliwa, ale nie można całkiem się wyzbyć tego, jaka byłam dawniej...
 – Rozumiem. – Pokiwał głową. – Ile bym dał, aby wymazać przeszłość, totalnie, ach, cholera...
 – Cześć! Co oglądacie? – Duff wszedł do środka.
 – Koncert Metalliki.
Blondyn stał przez chwilę, ale machnął ręką i poszedł dotrzymać towarzystwa mojej gitarze, podczas gdy rudzielec i ja uskutecznialiśmy headbang do The Four Horseman oraz Seek And Destroy.
Gdy koncert się skończył, Duff zagrał mi kawałek, o którym sobie ostatnio przypomniał.
 – Ułożyłem te akordy po przyjeździe do LA. Nie znałem nikogo, czułem się trochę zdołowany...
Kiwałam się w rytm śpiewanej przez niego piosenki.
 – Take me down to New York City, / Zabierz mnie do Nowego Jorku
where the sky is blue / gdzie niebo jest błękitne
and the boys are witty... / a chłopcy dowcipni... – zanuciłam.
 – Podoba mi się! – zaśmiał się rudy.
 – Take me down to the Paradise City, / Zabierz mnie do Rajskiego Miasta,
where the girls are fat / gdzie dziewczyny są grube
and they’ve got big titties! / i mają duże cycki! – zaśpiewał Slash, wchodząc do mojego mieszkania. – Albo nie! – Zamyślił się. – Take me down to the Paradise City, / Zabierz mnie do Rajskiego Miasta,
where the grass is green / gdzie trawa jest zielona,
and the girls are pretty! / a dziewczyny piękne! – Zaraz zamaszyście pokręcił głową, przez co jego sprężyste loczki trzepotały dookoła. – Nie, nie, dupa, dupa, dupa! Ta pierwsza wersja była lepsza.
 – Nie, pojebało cię?! – zaoponował Axl. – Jakie grube i cycate laski?!
 – Trzeba mieć do czego się przytulić, mały chuju!
 – Patrz na swojego, finiszujący przed startem amancie!... – Pewnie już miały paść jakieś dużo ostrzejsze słowa, ale Duff też stwierdził, iż zielona trawa i piękne dziewczyny to lepszy wybór. Slash trochę się nadąsał, więc stwierdziłam, iż grube, cycate panienki to tylko kwestia gustu. Sam może o nich swobodnie śpiewać, na przykład dzierlatkom w chwilach uniesienia...
Zbliżała się pora lunchu, więc przybyli także Popcorn i Izzy. Zaraz zaczęła się dyskusja na temat refrenu Paradise City. Biedny Slash został przegłosowany przez całą czwórkę.
 – No! Nie będę śpiewał o jakichś cycatych słonicach! I jeszcze używał wyspiarskich form!
Kopnęłam rudego pod stołem.
 – Axl, zamknij się. Sprawiasz mu przykrość. – Spojrzałam na niego ostro. – I nie psiocz na te brytyjskie formy. Wiesz, dlaczego Zeppelini wyrzucili „a” z „lead”? Bo niedouczeni Amerykanie wymawialiby to jako „leed”. – Zgasiłam go. Lubiłam dowiadywać się takich ciekawostek oraz mieć możliwość nimi zabłysnąć.
 – Jutro nie będzie o tym pamiętał – burknął. – A Zeppelini mogli dzięki temu być oryginalni.
 – Ja pierdolę, jaki cwaniak. – Pokręciłam głową, wzdychając. Czasem wokalista naprawdę mnie wkurzał...
Slash grzebał w swoim talerzu i niby się nie dąsał, lecz byłam uważnym obserwatorem oraz znałam się na emocjach, więc wiedziałam, iż jednak trochę było mu przykro.
 – Hudson, pójdziemy na deser do Jacka, prawda? – Wyszczerzyłam zęby uroczo. Mulatowi od razu zaświeciły się oczy.
 – Jasna sprawa, Alex! Wsuwać szybciej, ciule!

Slash ft. Iggy Pop – We’re All Gonna Die
Tak, na deser się najebaliśmy i było nam bardzo wesoło, spacerując po mieście. Axl uwiesił mi się na szyi i śpiewał Love Me Tender. Slash niósł Popcorna na barana, Izzy chodził naokoło wszystkich, rzucając dookoła uważne, zaniepokojone spojrzenia, Duff zaś próbował podcinać Axlowi to nogi, to skrzydła.
 – Love me tender, love me true, / Kochaj mnie czule, kochaj mnie prawdziwie,
All my dreams fulfill... / Spełnij wszystkie me marzenia...
 – Skrzeczuchu niedojebany, nie obrażaj... Króla! – czknął Duff. – Jeszcze go obudzisz i będzie tu zasuwał z Memphis...
 – To jego nie pochowali w Kalifornii? – ożywił się Izzy.
 – To Memphis nie jest w Kalifornii? – Slash zrobił wielkie oczy.
 – Chłopcy, Graceland i Neverland * to dwa całkiem inne miejsca – gwizdnęłam.
 – Co? Co ty mi tu pierdolisz o Piotrusiu Panie, kobieto? – Basista był zdezorientowany.
 – Pierdolić to nie pierdolę, kochasiu... – Uśmiechnęłam się głupkowato.
 – Proszę cię, nie zaczynaj, bo będę miał chcicę! – jęknął mulat, po czym wypierdolił się o nierówny chodnik i kimający na jego plecach Steven jebnął o ziemię.
 – Graceland? Łaskawy król łaskawej krainy ** zaprasza mnie na herbatkę? O kurwa, ale odjazd, już zapierdalam! – Chciał się podnieść i polecieć w domniemaną stronę posiadłości Elvisa, ale złapałam go w pasie.
 – Nie! Beze mnie nie jedziesz!
 – Ale masz problem, chodź ze mną, słodziutka, Elvis będzie zachwycony!
 – Nie, Priscilla się wkurzy... – burknęłam.
 – Ja też, ja też! – odezwał się Axl. – Nie będziecie mi spierdalać we dwoje do żadnego Presleya! Ja wam nie wystarczam?!
 – Nie, bo za bardzo drzesz ryja, rozpierdalasz wszystko wokół i się wpierdalasz tam, gdzie cię nie chcą! – zawołał Duff.
 – Mówiłeś coś, farbowany kiju od szczotki?!
 – Kurwa mać, albo skończycie, albo dostaniecie moimi glanami, i to zdjętymi!
 – Jak możesz? – Blondas zrobił minę bezbronnego szczeniaczka. – Mnie? Kto ci będzie do snu śpiewał? Ja jestem niewinny, to ta ruda pała!
Axl zaczął psioczyć pod nosem.
 – Ja kocham was wszystkich, ale mnie wkurwiacie! – westchnęłam.
 – Serio? Kochasz nas? Zajebiście, bo ja też cię kurewsko kocham! – Steven mnie mocno przytulił i zaraz wszyscy zaczęliśmy sobie okazywać ciepłe uczucia. Stradlinowi zrobiło się od tego niedobrze, więc poszedł chronić tyły przed napastnikami, paląc szluga. Ja zaś pozazdrościłam perkusiście, toteż Duff wziął mnie na barana i gitarzysta z basistą zaczęli się ścigać. Biegli uliczkami zapijaczeni, a my z Adlerem ponaglaliśmy swych „wierzchowców”. W końcu Steven okazał się zbyt ciężki dla kudłacza i opadł z sił, wręcz wrzucając perkusistę w śmietnik. Rechotaliśmy jak banda półgłówków. Kiedy blondyn wygramolił się z kontenera, zaczął ganiać się z Axlem, krzycząc coś do niego ze złością. Pamiętałam jeszcze, że stwierdziłam, iż potrzeba mi kołdry oraz poduszki, więc powaliłam Duffa na ziemię, okryłam się jego kurtką, objęłam jego ramionami i zasnęłam.
* Graceland – posiadłość Presleya, Neverland – posiadłość Michaela Jacksona.
** ang. grace – łaska.

2 komentarze:

  1. Przyjemne opowiadanie, wciąga jak cholera, ale znalazłam błąd rzeczowy. Jasne, ktoś, kto nie kocha Jacksona by tego nie zauważył, ale cóż... Akcja jak na razie dzieje się przed nagraniem Appetite For Destruction, czyli przed '87 rokiem, a Neverland Valley Ranch został kupiony przez MJa w '88, więc bohaterowie nie mieli prawa o nim wspomnieć. No chyba, że są jasnowidzami.
    Pozdrawiam. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, coś mi zamajaczyło dopiero po przeczytaniu tego komentarza, mało miałam do czynienia z Michaelem, gdy zaczęłam słuchać Gunsów i reszty, to i zapomniałam D:
      Raczej nie da się tego przerobić inaczej, także podciągnijmy to pod fikcję literacką c:. Dziękuję za zwrócenie uwagi, pozdrawiam! xoxo

      Usuń

Komentujcie łaskawie, żebym wiedziała, że czytacie. Przecież podczas czytania towarzyszą Wam jakieś odczucia, coś Wam się podoba, coś Was irytuje, nudzi, czegoś brakuje, ja chciałabym o tym wiedzieć, by móc pisać lepiej! c: xoxo